Czasem trudno mi uwierzyć, że miesiąc temu spacerowałam po uliczkach Rzymu, a teraz zaczynam kompletować sprzęt narciarski na wyjazd do największego kurortu we Francji. Gdyby rok temu ktoś mi powiedział, że właśnie tak będzie wyglądała następna zima to w odpowiedzi usłyszał by śmiech. Ale jednak to prawda.
Jako całkiem małe dziecko marzyłam o wyjeździe do Chin, a jako trochę starsze do Włoch. I kiedy stanęła przede mną możliwość zrealizowania marzenia (drugiego, na pierwsze jeszcze trochę poczekam) to byłam przerażona. I w ten sposób przez cały czas wyjazdowi towarzyszył ogrom skrajnych emocji. A 30 godzin w autokarze także nie należało do najłatwiejszych. Jednak było warto.
Zdjęcie z kropką musi być - w końcu bez niej nie weszlibyśmy do muzeum!
Które okazało się jednym z najciekawszych obiektów, które odwiedziliśmy.
Ten wieczór, chociaż nie w moich kilmatach wspominam bardzo dobrze, a widok z poniższego zdjęcia był niesamowity.
Do relacji z Rzymu na pewno jeszcze powrócę bo jak na razie przejrzałam tylko 1/3 zdjęć z tego wyjazdu. A pokazywać jest co bo jak na razie Rzym został mianowany moim ulubionym miastem (co się za pewne zmieni już za 2 miesiące).