Początek maja dane mi było spędzić w wyborowym towarzystwie. Niestety z tylko jedną osobą w danym czasie, a nie tak jak bym sobie zamarzyła kilkoma więcej i w tym samym czasie, ale cóż - nie można mieć wszystkiego.
Zaczęło się od przyjazdu Izabeli i zwiedzania okolicy (domu Agaty)
Jaki kraj taka kalifornia - tą miejscową uwielbiam w słoneczne dni <3
Gdzie jest Wall'y ?
w dżungli :D
To co ja pokochałam już podczas mojego pierwszego spaceru po Kopenhadze to jej klimat podczas ciepłych dni. Wszędzie się coś dzieje, a ludzie dosłownie wylęgają na ulice - w parkach co rusz widać pikniki, barbecue, w centrum nie sposób znaleźć miejsca siedzące w ogródkach. A wszędzie można spotkać mieszkańców z klasą popijających ich ulubione wino z kieliszków, które chyba zawsze mają przy sobie ; ) Myślę, że dzięki temu, że statystycznie pada w Danii co 3 dni, Duńczycy nauczyli się doceniać słońce, piękną pogodę i naturę bardziej niż inni.
Zgodziła się ze mną Iza i chętnię wzięłyśmy przykład z miejscowych i piknikowałyśmy. No i oczywiście nie mogło zabraknąć nieodłącznego elementu duńskiego krajobrazu - roweru!
Chyba najbardziej znane Kopenhaskie widoczki - Nyhavn.
No i lans na dzielni : D
I tutaj powinnam zamieścić jakiś górnolotny cytat o sile przyjaźni bo pomimo, że nie widziałyśmy się od grudnia - nic się nie zmieniło, dobrze było się przekonać o tym na własnej skórze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz