wtorek, 3 września 2013

Nordsjælland


Przez rok mieszkania w Danii zwiedziłam trochę Kopenhagi, więcej czytałam o tym co zwiedzić bym mogła i zapisywałam miejsca planując je odwiedzić przy najbliższej okazji. Jednak jak to bywa z takimi planami nie wiele z nich zrealizowałam. Powody były różne - a to nie będę jechać sama, poczekam na towarzystwo, a to brzydka pogoda, a to za daleko, a to inne plany, a czasem po prostu zwykłe lenistwo. W poprzedni weekend udało mi się wreszcie zrealizować kilka z tych wycieczek - tych, które były "za daleko".



Wszystko zaczęło się od piątkowego babysittingu, który został przeniesiony do domku letniskowego ze względów praktycznych -  cel wyjścia hostów znajdował się znacznie bliżej Hornbaek'u niż Hellerup'u. 
Tak więc w piątek wieczorem udaliśmy się do uroczego domku letniskowego moich hostów. W normalnych okolicznościach pewnie zostałabym tam przez cały weekend , ale tym razem był u mnie Jan, więc moje plany były nieco różne niż spędzanie czasu z hostami. Dlatego w sobotę rano mieliśmy do dyspozycji samochód i cały weekend. Po drodze z summer house do domu znajduje się kilka ciekawych miejsc, więc zamiast pędzić wprost do Kopenhagi urządziliśmy sobie małą wycieczkę. 


Domek letniskowy, cały zrobiony z drewna, jest niesamowicie uroczy, a przyczynia się do tego między innymi trawa rosnąca na jego dachu - pomysł, który pokochałam.


Pierwszym z przystanków było miasto Helsingør, znajdujące się na najbardziej wysuniętym w morze cyplu położonym blisko Szwecji. W tym małym rybackim miasteczku znajduje się zamek Kronborg z XV wieku. Jest to "rodzinny" zamek samego Hamleta co czyni go dosyć ciekawym miejscem do odwiedzenia. Zamek możemy zwiedzać i znajdziemy tam dużo interesujących rzeczy - piękne komnaty i sale balowe, kaplice, interaktywne instalacje prezentujące historię obiektu, a także ciemne i złowieszcze podziemia. W hołdzie Szekspirowi i Hamletowi organizowane są tutaj spektakle i festiwale.







Kolejnym punktem naszej wycieczki był pałac Fredensborg, położony w pięknym parku położonym nad jeziorem co czyni go przyjemnym miejscem na relaks. Fredensborg pełni funkcję letniej rezydencji rodziny królewskiej, a także jest miejscem postoju zagranicznych delegacji. Z tego względu obiekt nie jest dostępny dla turystów.


Mała samochodowa dygresja. Była to moja pierwsza samodzielna trasa samochodowa w Danii. Wcześniej sama jeździłam tylko na krótkich dystansach. Nie martwiłam się bo trasę z domku letniskowego już znam - prowadziłam na niej 2 razy przy asyście mojego hosta. Poza tym miałam pomoc GPS i Jana oraz uważnie patrzyłam na znaki ; ) Nie miałam żadnych problemów, ale nie czuję się kompletnie komfortowo na autostradzie - wcześniej prowadziłam na takiej drodze tylko raz. Utwierdziłam się też , że dużo bardziej wolę jeździć bez towarzystwa mojej hostki, która non stop zwraca mi uwagę lub panikuje. Wiem, że robi to w dobrej wierze, jednak przynosi to przeciwny efekt - jestem całkowicie zdekoncentrowana. A dziś host odebrał swoje nowe porsche ze sklepu także auto hostki oficjalnie staje się moim! 


Następnego dnia postanowiliśmy odwiedzić jeszcze jeden słynny zamek znajdujący się na Północnej Zelandii - Fredriksborg. To on i jego przepiękny ogród zrobiły na nas największe wrażenie. Ten XVI wieczny zamek jest siedzibą Narodowego Muzeum Historycznego.



Pierwszego dnia chcieliśmy także odwiedzić Louisianę - słynne muzeum sztuki współczesnej, w którym aktualnie można obejrzeć wystawę dotyczącą Yoko Ono, niestety nie udało nam się tego zrobić ze względu na brak legitymacji. Jednak mam nadzieję, że wybiorę się tam już wkrótce .


Cieszę się , że wreszcie udało mi się zmobilizować do zwiedzenia trochę większej części Danii i mam zamiar to kontynuować w ciągu tego roku - w końcu ten mały kraj kryje w sobie wiele ciekawostek. 



poniedziałek, 2 września 2013

happy 1 anniversary




W zeszłym tygodniu minął rok od mojego przyjazdu do Danii.
Spędziłam mnóstwo czasu na poszukiwaniu potencjalnej rodzinki, mailowaniu z nimi, planowaniu i sprawdzaniu szczegółów. Wiele razy poczułam iskierkę i myślałam: „ tak to właśnie ta rodzina”! Ale nie w tym wypadku. W tym wypadku postąpiłam na przekór. Po podpisaniu jednej, niesfinalizowanej z mojej winy, umowie postanowiłam zrezygnować z aupairkowania w roku 2012. Jednak wysłałam jeszcze tę jedną aplikację. Tak naprawdę nie oczekiwałam nawet odpowiedzi – mieli dużo zgłoszeń i nie szukali au pair z Polski. Odpowiedź dostałam i chociaż miałam dużo wątpliwości, po 10 dniach siedziałam w samolocie do Danii. Właściwie to w ogóle nie byłam do tej rodzinki przekonana: ani kiedy oglądałam ich profil, ani kiedy mailowaliśmy, ani podczas rozmowy na skype. Ale machnęłam ręką i stwierdziłam, że to lepszy sposób na spędzenie września – tak tylko września - niż siedzenie w domu, podczas gdy większość znajomych jest w szkole/pracy/na praktykach. Pierwsze 3 dni spędziłam na płaczu – bo zepsuty komputer, bo pada, bo tęsknię. Potem się jakoś ogarnęłam, a następnie hości mnie pokochali. A ja pokochałam wizję podróży i nauki języka. I tak wyszło, że chociaż bilet powrotny miałam wykupiony na 8 października 2012 to nadal tu jestem i nigdzie się nie wybieram.

Rok temu ferie jesienne spędziliśmy w Paryżu - w tym roku będzie to Dubaj.





I nie zawsze było różowo. I nadal nie zawsze jest. Czasem płacze, czasem pakuje walizki żeby wracać do tych, za którymi tęsknię. Ale jednak wyjazd był najlepszą decyzją, jaką podjęłam. Dlaczego? (Kolejność przypadkowa) Czyli moja subiektywna lista dlaczego warto być au pair.




1. Mówię biegle (nie bezbłędnie, ale bezproblemowo) po angielsku.
2. Umiem trochę duńskiego, podobno całkiem sporo.
3. Otworzyłam umysł – może to głupio brzmi, ale tak jest – zaczęłam myśleć w inny sposób i na inne tematy, zaczęłam zauważać rzeczy, których wcześniej nie dostrzegałam, poznałam inne postawy.
4. Widzę, które przyjaźnie są prawdziwe, a które były tylko przelotną znajomością.



5. Nauczyłam się gotować i spojrzałam na jedzenie w inny sposób (a jedzenie to bardzo ważna część ludzkiego życia!)
6. Poznałam lepiej swoją osobę i zyskałam więcej pewności siebie.
7. Realizuję siebie i swoje zainteresowania.
8. Przez ten rok przynajmniej raz w tygodniu robiłam lub jadłam coś pierwszy raz w życiu.



9. Dowiedziałam się o wychowaniu dzieci i organizacji domu tyle, że nie wiele sytuacji mnie zaskoczy w przyszłości.
10. Podróżowałam i podróżuję cały czas i kocham podróże!
11. Robiłam i widziałam rzeczy, o których wcześniej nawet mi się nie śniło.
12. Spełniłam swoje marzenie (a nawet kilka..albo i kilkanaście)


No i poza tym zaoszczędziłam trochę pieniędzy i kupiłam sobie kilka rzeczy, które bardzo chciałam mieć – to też całkiem miłe, ale już nie chciałam wychodzi na materialistkę. I nauczyłam się dużo innych rzeczy, których w liście nie ujęłam i spokojnie mogłabym ją przedłużyć o setki innych punktów, ale już nie będę przynudzać. Powiem tylko jedno: jestem pewna , że warto podjąć ryzyko i wyjść w świat, spełniać marzenia - jak coś się nie uda zawsze można wrócić do domu i tak bogatszym o nowe doświadczenia. Cytując moją host-mother: „Just ask yourself: what’s the worst thing that can happen? ”

wtorek, 6 sierpnia 2013

powroty, lato i urodziny


Dawno mnie tu nie było - czerwiec był pracowitym miesiącem - dużo zadań, egzaminy w szkole i ogólne zamieszanie, następnie nadszedł lipiec - pierwsze 2 tygodnie leniwie spędzone w Danii, ale bez komputera, następne dwa pełne wrażeń i przygód, o których postaram się tutaj wspomnieć. Ale wszystko po kolei - na początku lipca jednym z leniwych dni były przecież moje 20 urodziny! Nie świętowałam ich jakoś specjalnie (tak jak zwykle), jednak był to miły "rodzinny" dzień.


Jako, że host-rodzice pracowali - to ja też musiałam. Postanowiłam zabrać Rosalinę na wycieczkę to wesołego miasteczka czyli przyjemne z pożytecznym :) Dołączyła do nas Agata i Louisa. Wybrałyśmy się do Bakken - najstarszego parku rozrywki na świecie. Pomimo , że jest najstarszy ma się całkiem dobrze i jest kilka fajnych rollercoasterów i innych atrakcji. Atrakcyjne jest także położenie, znajduje się w parku Dyrehaven, o którym już kiedyś pisałam. Wszystko to tworzy bardzo przyjemną, rodzinną atmosferę i z pewnością nikt nie będzie się tam nudził.


Popołudniu wróciłyśmy do domu i tam wraz z całą hostrodzinkom i Agatą zjedliśmy wspólną kolację z daniami, które ja wybrałam, a następnie czekał na mnie mini-tort (a raczej 3).


Tak jak my tradycyjnie przy zdmuchiwaniu świeczek na torcie myślimy życzenie, tak Duńczycy mają zupełnie inny zwyczaj: liczba świeczek, których nie uda Ci się zdmuchnąć oznacza liczbę chłopaków/dziewczyn, z którymi randkujesz. Ja w moje urodziny byłam trochę przeziębiona więc udało mi się zdmuchnąć tylko połowę świeczek, także cała reszta miała niezły ubaw. 


Duńczycy mają też kilka innych urodzinowych zwyczajów - uwielbiają swoją flagę, która podczas urodzin towarzyszy im na stole, cieście, w ogrodzie, kartkach z życzeniami, papierze do pakowania, serwetkach - czyli ogólnie wszędzie gdzie się da. Inną tradycją jest sam poranek - rodzina budzi solenizanta piosenką (oczywiście wymachując w tym czasie małymi flagami), a następnie wszyscy razem jedzą śniadanie złożone z różnych słodkich wypieków oraz kakao.

czwartek, 16 maja 2013

odwiedziny



Początek maja dane mi było spędzić w wyborowym towarzystwie. Niestety z tylko jedną osobą w danym czasie, a nie tak jak bym sobie zamarzyła kilkoma więcej i w tym samym czasie, ale cóż - nie można mieć wszystkiego. 


Zaczęło się od przyjazdu Izabeli i zwiedzania okolicy (domu Agaty)


 Jaki kraj taka kalifornia - tą miejscową uwielbiam w słoneczne dni <3 



  Gdzie jest Wall'y ?

 w dżungli :D 


 To co ja pokochałam już podczas mojego pierwszego spaceru po Kopenhadze to jej klimat podczas ciepłych dni. Wszędzie się coś dzieje, a ludzie dosłownie wylęgają na ulice - w parkach co rusz widać pikniki, barbecue, w centrum nie sposób znaleźć miejsca siedzące w ogródkach. A wszędzie można spotkać mieszkańców z klasą popijających ich ulubione wino z kieliszków, które chyba zawsze mają przy sobie ; ) Myślę, że dzięki temu, że statystycznie pada w Danii co 3 dni, Duńczycy nauczyli się doceniać słońce, piękną pogodę i naturę bardziej niż inni. 


 Zgodziła się ze mną Iza i chętnię wzięłyśmy przykład z miejscowych i piknikowałyśmy. No i oczywiście nie mogło zabraknąć nieodłącznego elementu duńskiego krajobrazu - roweru! 


Chyba najbardziej znane Kopenhaskie widoczki -  Nyhavn.



 No i lans na dzielni : D 



I tutaj powinnam zamieścić jakiś górnolotny cytat o sile przyjaźni bo pomimo, że nie widziałyśmy się od grudnia - nic się nie zmieniło, dobrze było się przekonać o tym na własnej skórze. 

piątek, 12 kwietnia 2013

ben youssef


Foto relacja z wizyty w madrasie Ben Youssef i lunchu na dachu jednego z tamtejszych hoteli. Jest to stara szkoła Koranu, udostępniona dla turystów jako muzeum.


Ben Youssef to stara szkoła Koranu, udostępniona dla turystów jako muzeum. Możemy tam podziwiać typowe dla Maroko mozaiki i wnętrza, a także zobaczyć w jakich warunkach żyli uczniowie szkoły. Mieli oni do dyspozycji bardzo małe, zimne pokoje, bez wyposażenia. Jeden pokój dzieliło wielu uczniów.





Dach jednego z luksusowych hoteli znajdujących się w nowoczesnej części Marrakechu. A na nim, taras wypoczynkowy, basen, japońska restauracja i coctailbar. Najpierw możemy przepysznie zjeść, a następnie zrelaksować się na jednym z wygodnych łóżek pijąc orzeźwiający koktajl i paląc fajkę wodną. Na koniec odświeżająca kąpiel w basenie i już jesteśmy gotowi na odkrywanie kolejnych tajemnic tego niezwykłego miasta. A robimy to wszystko podziwiając widok na miasto w całej jego okazałości!