środa, 6 marca 2013

genewa



Genewa - to ona rozpoczęła poprzedni tydzień. Od początku nie miała być niczym poza przystankiem na drodze do Val d'Isere. I tym właśnie była. Nie znaczy to jednak, że nie skorzystałyśmy ze spędzonego tam czasu - może było go mniej (szczególnie tego wolnego) niż bym sobie zażyczyła, jednak nie ma na co narzekać. 




Sobotnie popołudnie - relaks w 100% - dobre jedzenie, basen i wylegiwanie, a do tego towarzysząca nam euforia na samą myśl o tym co nas czeka (i jak by ktoś miał wątpliwości - to była praca). 



 W niedzielę udało nam się wyrwać, na krótki spacer po mieście, który rozpoczęłyśmy przepłynięciem łódką na drugą stronę jeziora - to najszybszy sposób.



Genewę, a szczególnie wszystkie jej małe uliczki, kamieniczki i okiennice bardzo polubiłam. Nie jest zniewalająca, nie ma tam wieży Eiffela, koloseum, ani innych wielkich atrakcji, ale jest urocza, spokojna i ładna. Chętnie tam wrócę. 





 Gorąca czekolada była przepyszna, jednak na siedzenie na zewnątrz ostatecznie okazało się trochę za zimno.




4 komentarze: